czwartek, 14 stycznia 2016

#6. "Zawarcie paktu z diabłem"

   Od niezapomnianej jazdy minęły zaledwie dwa dni, a blondyn jak najczęściej pojawiał się w sali samorządu uczniowskiego. Nikt mu nie zabrania, ale znajdywanie coraz to nowszych sposobów na pogwałcenie regulaminu było jego priorytetem na każdej przerwie. Przez dwa dni jedynie o czym myślałam to o tym żeby w końcu poszedł na zajęcia klubu tanecznego i tam się wyszalał. Razem z Kaiem nie raz zostawali do późnych godzin w szkole na sali. Ich rodzice sfinansowali odremontowanie sali oraz cały, drogi bo jakże inaczej, sprzęt potrzebny im. Nie wiem czy oszklona ściana od strony korytarzu była tylko prowokacją, ale widzów im nie brakowało. Czasami, ale tylko czasami dołączał do nich Yixing, który na chwilę obecną jest bardziej zajęty poprawą swojego koreańskiego. Nie wiem jaki sposobem Joonmyun rozumie co on mówi, jego koreański kaleczy uszy, może tylko ja jestem aż tak na to uczulona.
   Trzeciego dnia przypadł dzień, kiedy to ja musiałam dostać do końca i sprawdzić czy wszyscy uczniowie już opuścili budynek szkoły. Zawsze zaczynałam od najwyższego piętra, mieści się tam biblioteka, więc wypłoszenie kilku kujonów nie jest problemem, jedynie wystarczy ich postraszyć punktami karnymi, potrafią zniknąć w ciągu minuty. Gorzej jest z salą gimnastyczną i... Wcześniej wspomnianą salą taneczną. Obie grupy są uparte i nie dają za wygraną. Dzisiaj na sali była drużyna koszykarska, więc byłam na starcie na przegranej pozycji, moje metr sześćdziesiąt pięć przeciwko pięciu basiorom mierzącym minimum metr osiemdziesiąt dziewięć. Mogli by mnie użyć jako piłki jakby mogli. Na moje szczęście miał na nich oko trener, który nie należał do najmilszych w całej Korei. Przy nim EXO ze swoimi wpływami to pikuś. Pan Park jest najlepszy w Korei, nasza szkolna drużyna jest jedyną drużyną, którą, poza narodową drużyną, przygotowuje do zawodów.
   Raz moja klasa miała z nim zajęcia wychowania fizycznego, przez cały moje życie nie byłam tak wycieńczona jak po tej lekcji. Zostaje mi podziwiać tych chłopaków, że to wytrzymują!
   Jednak to nie rozwiązuje mojego drugiego problemu - sali tanecznej. Tam to na serio trzeba główkować by wymyślić powód by sobie poszli. Obstawiając, że Kai był w szpitalu i ma okazję pomęczyć Minhee, to na pewno nie jest na sali. Jak to Kyungsoo określił - "Poświęci te kilka godzin treningu by uprzykrzyć swojemu niewolnikowi życie". Zostaje Yixing i Sehun. Oboje są problemem - z Yixingiem zanim się dogadam tak by kod przekazu był jasny dla nas obu to minie przynajmniej godzina, natomiast przy Sehunie tyle samo czasu spędzę by trochę mnie sponiewierał słownie i na końcu po moich tysięcznych prośbach ulotnił się. Z całej tej sytuacji wolałabym mieć do czynienia z Kaiem, on jako jedyny z nich jest najbardziej komunikatywny i zrobi wszystko by odwalić się od niego.
   Jak ninja przykucnęłam i zerknęłam czy ktoś tańczył na sali. Grała głośno muzyka, nawet jakbym krzyczała to osoba w środku i tak by mnie nie usłyszała. Zobaczyłam wysoką postać w dresie odwróconą do mnie tyłem. Boże za jakie grzechy tak mnie ukarałeś?! Mało się nasłuchałam jego gadek by znowu mi uszy zaczęły usychać od jego głosu?
   Podniosłam się i poprawiłam swoją spódniczkę by po chwili wparować do sali i rozłączyć ipoda ze stacyjki dokującej.
   - Ej! - spojrzał na mnie wściekły, po raz pierwszy miałam swoje wielkie wejście i uzyskałam reakcję taką, jakiej oczekiwałam. - Włóż to tam! - odgarnął swoje włosy i zmierzał w moim kierunku. Spanikowałam i upuściłam jego ipoda, przez przypadek rzecz jasna, a jemu z gardła jedynie ciche westchnięcie zaskoczenia się wymknęło.
   Jego wzrok podniósł się na mnie i widziałam jak zacisnął szczękę.
   - Ups? - powiedziałam cicho i schyliłam się po ipoda, który był ekranem w dół. Podniosłam po i po odwróceniu go moje najgorsze koszmary stały się realne. Pęknięcie było od górnego lewego rogu ekranu aż po prawy dolny róg. Już po mnie. - Przepraszam, Sehun - powiedziałam i pokazałam mu ekran.
   Podszedł do mnie i wyrwał mi ipoda i nacisnął przycisk by sprawdzić czy działa, ekran dalej był czarny. Miałam w głowie najczarniejsze scenariusze, a jednym z najłagodniejszych było podzielenie losu Minhee. Dłonią uderzył o ekran, a ten jeszcze bardziej pękł. O matko, jest aż tak zły?
   - 1 000 piosenek poszło w pizdu - mruknął pod nosem i spojrzał na mnie. - Jeżeli chcesz zapłacić za naprawę, to tak szybko się mnie nie pozbędziesz - podniósł do góry ipoda i pomachał mi nim przed oczami, jakbym nie rozumiała powagi sytuacji, a ja wręcz przeciwnie, bałam się co wymyśli.  - To był cios poniżej pasa, nie mogę tańczyć dopóki nie kupię nowego - jakby to był jakiś problem.
   - Dla mnie to wspaniała wiadomość - powiedziałam to na głos zanim ugryzłam się w język, po raz pierwszy komuś tak odpyskowałam, Sehun nie spodziewał się takiej odzywki. Zakryłam usta dłonią, a on wystawił dłoń przed siebie.
   - Daj mi swój telefon - zażądał.
   - Po co Ci? Masz przecież swój - znowu odpyskowałam i sama nie wiedziałam co się zemną dzieje. le po chwili i tak położyłam na jego dłoni mój najnowszy samsung w słodkiej obudowie ze skrzydełkami. Odwrócił go by spojrzeć na nie i zaśmiał się.
   - Ile Ty masz lat? - dotknął skrzydełek i spojrzał na mnie nie spodziewając się po mnie takiej dziecinności. - Masz jakieś piosenki? - ulżyło mi trochę jak tylko po to chciał mój telefon, ale po chwili zorientowałam się jaka jest tam muzyka. Nim zdążyłam zareagować zdążył wejść w aplikację i zobaczyć kilka tytułów. - Apink? Hello Venus? - przewijał listę i widział tylko same girlsbandy. -  co to? Pink fluffy unicorns dancing on rainbows? - patrzył, a po wciśnięciu, słysząc słodką melodię spojrzał na mnie jak na słodką pięciolatkę. - Sunhee lubi słodkie pioseneczki? - już zaczął swoje dogryzanie, a ja wyrwałam mu swój telefon.
   - Każdy ma inny gust - powiedziałam chowając telefon do kieszeni spódnicy, a on rozbawiony pokiwał głową. Dlaczego wydawało mi się, że miał ubaw z tego?
   - Oczywiście - powiedział ironicznie i widziałam jak jego wzrok zjechał na moje usta. - Jak zamierzasz mi odpłacić się za zniszczenie ipoda? - zapytał i poszedł po wodę. - Tylko bądź kreatywna, nie lubię tych z kategorii "będę robić za Ciebie zadania" czy "nie będę dawać Ci punktów karnych", bo to już często mi obiecywano - odkręcił butelkę i wziął wielkiego łyka.
   Nie podobał mi się ten obrót sprawy, czekał na mój błąd i pewnie teraz wspaniale się bawił.
   - Czego ode mnie oczekujesz? Udawania Twojej kolejnej zdobyczy? - prychnęłam patrząc na niego, a on nagle oderwał się od butelki i pstryknął palcami. O nie, to źle wróży.
   - Gdybyś nie nosiła koszuli zapiętej aż pod samą szyję, to może bym, się zgodził - powiedział i wytarł krople wody, które spłynęły na jego brodę. - Tak to nie jesteś powalająca - zakręcił wodę i znowu na mnie spojrzał. - Choć potrzebuję kogoś na zabawę u Chanyeola Hyunga, ale w takim wydaniu jesteś na to za nudna - w tym momencie wszedł na moje kobiece ambicje, a on to zauważył.
   - Nie muszę pokazywać tyłka by przyciągać uwagę innych - powiedziałam, ale nie byłam pewna własnych słów.
   - To udowodnij to - podszedł do mnie z uśmieszkiem. - Impreza jest w ten weekend, masz trzy dni by zrobić z siebie seks bombę, ale bez pokazywania tyłka - dodał wyzywając ją na pojedynek. - Jak dobrze się spiszesz to daruję Ci Twój haniebny czyn - wskazał podbródkiem na ipoda.
   Odważnie patrzyłam na niego, miałam zadartą głowę, więc czułam napływ mocy by zgodzić się na to - Niech będzie, ale bez obmacywania mnie - dałam warunek, a on prychnął.
   - Nie jesteś od stawiania warunków, poza tym do niczego nie niczego nie dojdzie - wskazał na mnie palcem, a ja agresywnie go chwyciłam próbując go wykręcić, ale wyrwał się. - O właśnie, pogrzebałem trochę w aktach, kiedy Joonmyun Hyung wyszedł do toalety. Nie musisz podawać mi swojego numeru telefonu, jeszcze dzisiaj wyślę Ci adres, gdzie masz przyjechać.
   Ugh, idź do diabła, Oh Sehun!
   - Więc zbierasz się do domu? - zapytałam patrząc na niego z wymuszonym uśmiechem, miał co chciał, to powinien się wynieść. - Jest późno, a Ty nie masz muzyki - mówiłam nieformalnie, a on aż z niedowierzania parsknął śmiechem.
    - Potrafisz pokazać pazurki - powiedział rozbawiony i odsunął się ode mnie. - Módl się bym mógł odzyskać dane z ipoda, inaczej będzie Cię to kosztować kolejne zadanie - podniósł swoją torbę. - Chcesz do mnie dołączyć pod prysznicem - stanął blisko mnie tak, że wyraźnie widziałam kropeli potu na jego szyi.
   - Szybciej umrę niż to zrobię - powiedziałam z obrzydzeniem patrząc na jego uśmieszek, robił to wszystko z premedytacją i wiedział, że z łatwością wpadam w jego pułapki.
   - Tylko nie zakręć wody, inaczej w samym ręczniku wpadnę do sali - zagroził. - Albo nawet i bez  - powiedział po chwili.
   Aż przeszły mnie ciarki na samą myśl o tym.


Po zdaniu pisemnej części egzaminu na 84% naszła mnie wena na sassy Sehuna~

poniedziałek, 14 grudnia 2015

#5. "Dlatego unikam chłopaków"

Leżałam na łóżku i gapiłam się beznamiętnie w sufit. Zaczynała do mnie dochodzić świadomość z popełnionego przeze mnie błędu i bardzo żałowałam że nie mogłam cofnąć czasu aby do tego wszystkiego nie dopuścić. Jedyne czego pragnęłam to prowadzenie zwykłego, szkolnego życia bez wpakowywania się w jakiekolwiek tarapaty ale przede wszystkim chciałam trzymać się z daleka od EXO. Jak widać nie można mieć wszystkiego i w ten oto sposób przez moją głupotę oraz upartość zostałam niewolnicą szkolnego playboya który myśli że jest panem i władcą wszystkich dziewczyn.
Spojrzałam raz jeszcze na wiadomość i wydałam z siebie rozżalone westchnięcie by po chwili wstać i zacząć przygotowania do wizytacji w piekle. Jak zwykle do mojego pokoju zaczęły wbiegać pracownice przynosząc mi świeże ręczniki, ciuchy i wszystko co się dało. W pewnym momencie przestałam już nawet zwracać na nie uwagę będąc pochłoniętą swoimi myślami.
Po wyszykowaniu się zeszłam do jadalni, gdzie stół był już nakryty każdym możliwym daniem. Ojciec był już w trakcie konsumowania a ja przez chwilę patrzyłam się na stół z jedzeniem zastanawiając się czy powinnam cokolwiek zjeść by potem na widok tego wstrętnego robaka nie zwrócić treści żołądka. Wydałam z siebie kolejne westchnięcie i usiadłam do stołu, nakładając sobie kimchi i w ciszy zaczęłam je pochłaniać.
Po godzinie byłam już pod rezydencją Kaia. Musiałam przyznać  że chatę to miał bardziej bogatszą ode mnie ale kogo obchodzi jak mieszka narcyz zapatrzony we własnego ego?
Zadzwoniłam domofonem i czekałam aż książę mnie wpuści. Minęło pięć minut, potem dziesięć i piętnaście a ja stałam jak ostatnia idiotka dzwoniąc i dobijając się do niego. Po dwudziestu minutach miałam dość i zaczęłam się oddalać, gdy nagle zza drzwi wyłonił się król zamku w samej bieliźnie.
- Wybacz, przysnęło mi się trochę. Tak długo myślałem nad dalszymi rozkazami dla ciebie że aż mnie to zmęczyło. – Oznajmił z cwaniackim uśmiechem przecierając zaspane oczy. Stałam tak przez chwilę i patrzyłam się na niego ze skwaszoną miną. Ostatnie co chciałam oglądać na dzień dobry to jego prawie że nagą sylwetkę. – Aż tak mam piękne ciało że nie możesz od niego oderwać wzroku? – Jego słowa wyrwały mnie z chwilowego szoku po czym pokręciłam głową, mówiąc z przekąsem.
- Widziałam lepsze. Nie masz się czym pochwalić, jesteś zwykłym przeciętniakiem. A tak poza tym… Czy mogę już odbębnić swoją karę by nie musieć dłużej patrzeć się na twoją twarz do końca dnia? – W odpowiedzi usłyszałam tylko sarkastyczny śmiech po czym furtka się otworzyła a ja dziarskim krokiem ruszyłam w kierunku chłopaka z twarzy którego nie schodził uśmiech. Gdybym mogła to bym mu przysoliła żeby zedrzeć tego banana z jego ust.
- Kuchnia jest prosto i na prawo. – Usłyszałam po czym rzuciłam torbę pod ścianę i poszłam za jego wskazówkami. Nie miałam najmniejszej ochoty przebywać w tym domu ani w jego towarzystwie ale skoro przegrałam to chociaż zachowam ostatnie resztki godności i zrobię to co mam zrobić.
Weszłam do pomieszczenia, rozejrzałam się i zaczęłam szukać produktów do gotowania oraz potrzebnych naczyń. Nie byłam jakąś miss gotowania ale co nieco potrafiłam zrobić choć od dziecka jedzenie miałam podkładane pod nosem. Podwinęłam rękawy i zabrałam się do roboty.
- Nawet nie wiesz co jadam. – Wzdrygnęłam się na jego głos oraz na uczucie braku przestrzeni osobistej bo wręcz się o mnie opierał i zaglądał mi przez ramię. Odruchowo się zamachnęłam i przyłożyłam mu metalową łyżką w głowę i oko.
- Nie naruszaj mojej przestrzeni osobistej. I się nie zakradaj! – Rzuciłam z oburzeniem, patrząc jak kuli się na ziemi jęcząc z bólu.
- Odbiło ci idiotko?! Prawie wydłubałaś mi oko! Mogłem oślepnąć! – Rzucił ze wściekłością i poirytowaniem.
- Trzeba było myśleć zanim się za mną pojawiłeś! – Prychnęłam z oburzeniem a widząc jak się zwija z bólu zrobiło mi się go nawet trochę żal. Co prawda nie zrobiłam tego specjalnie ale sam fakt że ktoś przeze mnie cierpi jest uciążliwy. Nie mając innego wyjścia posadziłam go na krześle, wyjęłam z zamrażarki dwa worki z lodem, odsunęłam jego rękę od twarzy i skrzywiłam się. Nie wyglądało to dobrze. Miał całe czerwone oko i chyba nawet nie mógł go otworzyć. Przyłożyłam mu jeden woreczek do głowy a drugą do oka a w odpowiedzi usłyszałam głośne syknięcie.
- Jak ja się teraz pokażę w szkole… - Wyjęczał z żalem. – Będą się nabijać że mnie dziewczyna pobiła. A co pomyślą inne jak zobaczą moją oszpeconą twarz?
- Nie ma to jak się martwić o swój wygląd bardziej niż o wzrok z którym jest nieco gorzej. – Mruknęłam z dezaprobatą. Typowy bogaty dzieciak. Westchnęłam ciężko i wróciłam do „garów”, pytając.
- Co chcesz zjeść? Masz uczulenie na jakieś przyprawy? Nie chcę mieć cię na sumieniu do końca życia… - Przez chwile słyszałam jęki, syknięcia i warczenie a zaraz potem oziębły ton oznajmił.
- Bulgogi… bez soli…
Nie odpowiedziałam nic tylko wzięłam się do roboty. To danie jest trochę czasochłonne, więc żadne z nas nie zdążyło na trzy pierwsze lekcje. Kiedy mu już wszystko podstawiłam pod nos, czekałam aż spróbuje, wyda swój werdykt i będę mogła się zmyć jak najszybciej do szkoły. Patrzyłam jak dokładnie przeżuwa każdy kęs a narastające napięcie zmusiło mnie do tupania.
- I? Powiesz coś wreszcie? – Ten tylko coś pomruczał i po dziesięciu minutach oznajmił.
- Dziewięć na dziesięć.
- Co? Co ci nie smakowało? – Zapytałam będąc szokowana jego werdyktem.
- Hmm…. Wołowina była zbyt krótko marynowana przez co ten smak nie był tak mocny jak zwykle. - No zdębiałam. Prychnęłam, posprzątałam po sobie wszystkie naczynia i powiedziałam.
- Właściwie to nic mnie to nie obchodzi. Idę do szkoły. – Burknęłam i szybkim krokiem skierowałam się do wyjścia, kiedy słyszałam za sobą swoje imię i hałas. Zatrzymałam się nie będąc pewną co się stało. Z jednej strony chciałam wyjść jakbym nic nie usłyszała ale z drugiej w domu nie było kompletnie nikogo. Wróciłam się więc kuchni gdzie ujrzałam chłopaka leżącego na ziemi.
- Kai? – Podeszłam do niego niepewnie myśląc że chce mnie nastraszyć żeby trochę dłużej mnie podręczyć, ale kiedy zauważyłam że z jego nosa leci krew przestraszyłam się nie na żarty. Ukucnęłam i sprawdziłam puls. Był ale słaby. – Co do cholery? Aż tak mocno mu przygrzałam!? – Krzyknęłam z niedowierzaniem i zaczęłam go szturchać.
- Kai! Kai! Na litość boską! Jesteś słaby jak mój zasięg w telefonie! – Rzuciłam zdenerwowana po czym zadzwoniłam po karetkę a potem po jego ojca. Chciałam go przenieść na kanapę, ale ratownicy mówili żeby go nie ruszać. Świetnie Minhae, po prostu świetnie! Teraz będziesz musiała żyć z myślą że prawie pozbawiłaś go życia.

Siedziałam przy nim do momentu aż w domu nie zjawił się Pan Kim i ratownicy. Powiedziałam wszystko co się stało, dostałam reprymendę od jego ojca a ratownicy w tym czasie go spakowali na nosze, wsadzili do ambulansu i zawieźli do szpitala. Tymczasem ja musiałam iść jeszcze na lekcje, zastanawiając się co mam dalej zrobić. Iść go odwiedzić i przeprosić czy zacząć go unikać? Przez wszystkie lekcje byłam nieobecna aż w końcu zajęcia się skończyły a ja udałam się prosto… do szpitala. 

Wznowione po tak długim czasie. Jak zostało wspomniane, maturka w maju ale czego sie nie robi dla odstresowania? 

#4. "Pierwsza i ostatnia jazda"

   O przegranej Minhee dowidziałam się od osób trzecich, nie odbierała ode mnie telefonu i postanowiłam dać jej czas. Mimo tak krótkiej znajomości miałam świadomość jak wielkim ciosem to dla niej było. Jeszcze przegrać z Kim Kaiem, najgorsza z możliwości. On potrafi zamienić życie w koszmar, a usługiwanie mu nie będzie należeć do najmilszych czynności.
   Unikam kontaktu z EXO, nie pasuję do takiego towarzystwa, oni wiedzą o swojej ważnej pozycji i nie raz ją wykorzystują. Nie wszyscy, jednak Kai, Luhan i Sehun nie przepuszczą okazji by pokazać kim są. Jako zastępca przewodniczącego pilnuję porządku w szkole, mam prawo zgłaszać naganne zachowanie, ale zazwyczaj wszystko jest cofane przez Joonmyeona. Gdyby nie on, ta trójka by już dawno wyleciała z hukiem, z tej szkoły. Razem ze mną tę samą funkcję sprawuje Kyungsoo, ja jako jedyna nie należę do EXO, przez co moje zdanie trochę mniej się liczy dla uczniów niż ich. Kyungsoo szanuje moją prywatną przestrzeń, za co jestem mu wdzięczna. Nasze charaktery są do siebie zbliżone, choć ja nie mam tak zabójczego wzroku. W okresach tworzenia raportów, organizowania eventów, czy zwykłych spotkań z przewodniczącymi klas mało się odzywam, to on jest głową, a Joonmyeon szyją.
   Dzisiaj siedziałam sama układając harmonogram egzaminów semestralnych. Miałam przed sobą ogromną rozpiskę i małą kartkę wyrwaną z kalendarzu. Nie była to taka prosta sprawa, trzeba było wszystko zgrać by starczyło nauczycieli do pilnowania. Potarłam czoło i głośno westchnęłam, myślami byłam gdzie indziej. Nie miałam dzisiaj głowy do papierkowej roboty. Bezsenność mnie dopadła. Już drugą noc z rzędu nie spałam, niby nic, ale to zaczynało męczyć mój organizm. Sen jest każdemu potrzebny, tym bardziej jak dochodzi do tego nauka.
   - Jak Ci idzie? - usłyszałam głos Joonmyeona za sobą i lekko podskoczyłam na krześle. Nie wiedziałam czy już czekał, czy dopiero wszedł. Za nim stał Sehun, miał znudzony wzrok, rozpięte dwa górne guziki od szkolnej koszuli i ręce w kieszeni. Typowa postawa dla niego. Jego jasne włosy były jak zawsze wystylizowane i zadbane, brakowało mu jeszcze gumy do żucia by wyglądać jak zołza z amerykańskich filmów. - Będziemy Ci przeszkadzać jak usiądziemy? -  Joonmyeon miły i uprzejmy jak zawsze.
   - Oczywiście, że nie, Sunbae - uśmiechnęłam się lekko i zaczesałam kosmyk włosów za ucho, co wywołało u Sehuna ciche prychnięcie. Dla niego byłam świętoszką, która nie wie co oznacza 'seks' czy 'penis'. Spojrzałam na niego, parszywy drań, pewnie znowu dostanie upomnienie i odbębni rozmowę dyscyplinarną.
   Joonmyeon odpowiedział uśmiechem i poszedł usiąść w szczycie długiego stołu, na przeciwko mnie. Sehun usiadł koło niego i rozsiadł się czekając na kolejne, jak to nazywał, 'biadolenie'. Inaczej by było jakby dobrze się uczył, jednak miał w głowie samą zabawę. Jest młody, ale jest dziedzicem, co idzie za tym, osobą publiczną i każdy czeka na jego błąd. A on jakby chce pokazać wszystkim, że zasady nie są dla niego żadnym ograniczeniem. Ma starszego brata, który nie marzył o przejęciu firmy, poszedł w kierunku prawa, a że Sehun jest drugim synem, to on przejmie majątek. Nawet jeśli by nie chciał, jego brat zostawił go w sytuacji podbramkowej.
   - Hyung, tylko dzisiaj szybko, wiesz, że jestem umówiony z Inhee  - ponaglił go, a starszy westchnął zrezygnowany. - Tak, zmienię się, ale jak narazie jestem w liceum, mam czas na zabawę, doskonale o tym wiesz, Hyung - dodał, za każdym razem tak mówi by jakoś udobruchać przewodniczącego. Kyungsoo nie jest aż tak pobłażliwy, dlatego Sehun jest bardziej uważny jak nie ma Joonmyeona. Jest najbardziej rygorystyczną osobą w EXO, wolę nie zachodzić mu za skórę.
   Patrząc na rozpiskę zaznaczyłam pierwszą datę, im szybciej to skończę, tym szybciej ich zostawię samych. Już trzeci raz na nich wpadam, a raczej oni na mnie, po formalnościach zawsze siedzą i rozmawiają. Widać, że są ze sobą blisko.
   - Kai wczoraj wygrał - odezwał się Sehun tym samym też zwrócił moją uwagę na siebie. - Nawet się spocił - przyznał, co oznaczało, że Minhee walczyła, i to ostro.
   - Wiesz, że nie popieram takich dziecinnych zabaw - powiedział Joonmyeona, pewnie nie chciał by Sehun się rozpędzał przy mnie, ostatnim razem mój niewinny umysł ucierpiał słysząc o namiętnościach Sehuna z jakąś dziewczyną wyrwaną w klubie. - Dla niego nawet dawanie fory jest jak plama na honorze - nie patrzyłam na nich, ale byłam przekonana, że Joonmyeon na pewno wywrócił oczami. - Poza tym gdzie on jest, nie widziałem go z rana.
   - Musi się nacieszyć, że ma swoją niewolnicę - zaśmiał się młodszy. - Lubi się bawić swoimi zabawkami. Sam bym chciał mieć czym się pobawić - zamilkł, a ja poczułam na sobie wzrok. Podniosłam głowę i widziałam jak oblizywał usta. - Takie nieruszane przez nikogo to najlepszy łup, nieprawdaż Sunhee? - powiedział specjalnie, lubił podpuszczać każdego, staram się nie okazywać emocji, żerował na słabości, lubił takie podchody.
   - Przestań - upomniał go ciemnowłosy. - Sunhee nie jest dziewczyną z klubu byś ją tak traktował - dodał szybko. - Więc licz się ze słowami. Masz szczęście, że nie zależy jej na wywaleniu Was ze szkoły i daje się przekonać byś nie był ukarany regulaminowo.
   - Ohoho - aż się wyprostował udając wielkie zaskoczenie. - Mam podziękować Żelaznej dziewicy? Hyung, nie łatwo mi to słowo przechodzi przez gardło - poprawił włosy. - Poza tym, nie ma z nią żadnej zabawy - dodał z przekąsem. - Pfff, jakieś układnie terminów, nie brakuje jej urody, ale kujon z niej straszny - wrócił wzrokiem na Joonmyeona, który już nie miał siły na niego.
   Czy mnie te słowa ruszyły? Wcale, wręcz cieszyłam się, że nigdy nie będę jego celem.

   Po skończeniu swoim obowiązków zostawiłam wszystko Joonmyeonowi, który zniknął jakiś czas temu, ostatnio często mu się to zdarzało, a to wszystko ze względu na firmę, jaką posiadała jego rodzina. Ułożyłam kalendarz i materiały przy jego miejscu i zabrałam swój plecak. Specjalnie nie zamykałam drzwi za sobą na klucz, nikt i tak nie okradnie sali samorządu uczniowskiego, a Joonmyeon często zapominał zabierać ze sobą klucze. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia. Szkoła już była pusta, większość z uczniów miała swoje indywidualne zajęcia po lekcjach. Nie musiałam się bać o powrót do domu, miałam do dyspozycji transport miejski, nie chciałam kłopotać prywatnego kierowcy, dzisiaj jego wnuczka miała urodziny. Znałam swojego ojca, nie dałby mu wolnego, więc poprosiłam o eskortę do szkoły i z powrotem by załatwić sprawę bez jego wiedzy. Staruszek po tylu latach wysługi zasługuje na trochę wdzięczności.
   Usłyszałam za sobą trzaśnięcie drzwiami, wystraszona odwróciłam się i zobaczyłam Sehuna zapinającego spodnie, stał przed drzwiami do damskiej łazienki. A więc tak był umówiony z Inhee, jak dobrze, że nie zachciało mi się siku. Raz słyszałam od jednej dziewczyny jak przez przypadek wpadła na niego i jakąś dziewczynie w szatni, nie był zadowolony. Nie z powodu przyłapania, a przerwania mu, przy nim teoria, że faceci myślą spodniami jest w stu procentach prawdziwa i nie do obalenia.
   - O, kogo my tu mamy - podniósł wzrok i zobaczył mnie. - Łaskawa zastępczyni przewodniczącego - zapiął pasek mówiąc, nie miał w sobie ani krzty zawstydzenia. Stałam w miejscu nie wiedząc czego się po nim spodziewać. Krzywdy by mi nie zrobił, ale jest wiele innych niesympatycznych rzeczy, do których jest zdolny. Raczej szybko Inhee nie wyjdzie by zająć go sobą, a wręcz jakby wiedziała, że ktoś jeszcze jest w szkole, to by odczekała do wieczora. Tak się bała swojego ojca, który już poświadczył, że poślubi chłopaka z innej szkoły, by mieć zapewniony kontrakt partnerki. Poprawił włosy, które były zmierzwione, był naprawdę przystojny, ale jego charakterek zostawał wiele do życzenia. - Widzisz, zamiast siedzieć przy papierkach mogłabyś przeżyć wspaniały seks w damskiej łazience ze mną, mam nadzieje, że nie byliśmy zbyt głośno - wyczuwałam w jego głosie rozbawienie, dla niego nie ważne z kim rozmawia, poziom respektu był tak samo niski.
   - Jesteś obrzydliwy - powiedziałam zniesmaczona i odwróciłam się by jak najszybciej wyjść. Usłyszałam jego śmiech, widocznie odpowiedziałam mu tak, jak oczekiwał.
   Szybko poszłam na przystanek autobusowy i usiadłam na ławeczce, nie jedną osobę by zdziwiła obecność ucznia Yonsei na przystanku, w autobusie, bogate dziecko, które na pstryknięcie palcami może mieć kierowce, który jest na każde zawołanie. Wyciągnęłam ipoda ze słuchawkami, włożyłam je do uszu i puściłam pierwszą lepszą piosenkę, jeszcze miałam trochę czasu do przyjazdu autobusu. Założyłam nogę na nogę i wyciągnęłam telefon, prawdopodobnie w domu będę po godzinie, mimo że szkoła była blisko bogatej dzielnicy, w której mieszkam. Autobus jeździ na około, zahaczając o pobliskie dzielnice, dlatego to tak długo trwa.
   Poprawiłam swoją i tak już krótką spódniczkę, nosiłam ciemne rajstopy by nic nie było widać, Bozia trochę mnie oszczędziła i dała zgrabne nogi, ale wolę zachować image kujonki, niż stać się pierwszą dziewczyną do wyrwania i przelecenia.
   Podniosłam wzrok znad granatowej spódniczki i zobaczyłam zbyt znany mi grafitowy samochód. Przeklęte Aston Martin należące do Oh Sehuna. Zacisnęłam pięść, czy dzisiaj nie da mi spokoju?! Obniżył szybę od strony pasażera i spojrzał na mnie trzymając kierownicę. Wyciągnęłam słuchawkę by usłyszeć co ma mi do powiedzenia, wolałam by obyło się bez zbędnych scen.
   - Żelazna dziewico, wsiadaj - nie było w jego głosie słychać drwiny, ani nic co by wskazywało, że robi to po złości.
   - Spadaj - powiedziałam krótko, powiedziałam bym gorsze słowo, ale jak jestem 'Żelazną dziewicą', to nie powinnam znać przekleństw. Nie musiałam powtarzać, wyprostował się i wcisnął gaz by silnik zawył. To mnie przekonało, jak poparzona wstała i rzuciłam się w kierunku jego samochodu, wiedział co robi. - Wysadź mnie wcześniej - mruknęłam po zamknięciu drzwi. Mieszkamy blisko siebie, w końcu nie spali więcej benzyny niż zawsze.
   - Nie chcesz skandalu? - zapytał rozbawiony i gwałtownie ruszył samochodem jeszcze zanim zdążyłam zapiąć pasy. - Jak się boisz to zamknij oczy - powiedział po usłyszeniu mojego pisku jak wbiło mnie w siedzenie. Samochód miał szarpnięcie.
   - Dwa razy nie - mruknęłam trzymając mój plecak, wyczułam, że ta jazda nie będzie zaliczać się do przyjemnych. - Jesteś niebezpieczny dla ruchu drogowego! - wrzasnęłam jak przejechał na czerwonym świetle, a jeszcze na skrzyżowaniu wyprzedzał slalomem. Koreański rząd nie powinien uznawać amerykańskiego prawa jazdy przed osiemnastką. Wtedy by nie dochodziło do tego, że uczeń liceum jechał jak na formule1 na trzypasmówce.
   - Oj nie znasz moich możliwości - powiedział z uśmiechem skupiony na drodze, o tyle dobrze, że patrzył, gdzie jedzie. - Powinnaś się cieszyć. Szybciej wysiądziesz z mojego samochodu - powiedział zwalniając przed korkiem. W sumie nie głupie, szybciej będę w domu. Spojrzał na mnie, a ja złączyłam nogi razem i jak najbardziej się od niego odsunęłam. Już wolałam jak jechał, nawet jeżeli niezgodnie z przepisami. - W strachu żyjesz? Wyglądam Ci na gwałciciela? Morderce? - pożałowałam, że wsiadłam do tego samochodu.
   - Skąd mam wiedzieć jakie masz intencje? - mógł równie dobrze wywieźć mnie poza miasto.
   - Może dlatego, że Twój ojciec i mój mają wspólne udziały? - zdziwił mnie tym, nie sądziłam, że choć trochę interesuje się firmą swojego ojca. - Jakbym coś Ci zrobił to by od razu się wycofał - dodał. Dzięki Bogu tatuś nade mną czuwa! Szkoda, że z szacunku do kobiet nie zrobi mi krzywdy.
   Odchrząknęłam, nie miałam w głowie sensownej odpowiedzi. Po minucie ruszył z miejsca i znowu zmienił pas, zamknęłam oczy by nie zacząć panikować, jeszcze bym wybuchła krzykiem. Już wolę nie myśleć ile na godzinę jedzie będąc na autostradzie. Choć ta szybka jazda pasuje do niego... W sensie widać, że sprawia mu to przyjemność. W sensie, w końcu coś innego niż imprezy i dziewczyny.
   Chłopcy i ich samochody.
   - Wysiądę tu - powiedziała za szybko kiedy wjechaliśmy na ulicę niedaleko mojego domu. Zatrzymał samochód, rozpięłam pasy i bez słowa wyskoczyłam. Po zamknięciu drzwi od razu ruszył z głośnym warkotem silnika. Założyłam plecak i ruszyłam w stronę domu, nie miałam.
   Powinnam chociaż podziękować, ale chyba nie dziękuje się za narażanie na zagrożenie, prawda? Nie dam tej satysfakcji Oh Sehunowi.


Rozdział po roku i 5 miesiącach (!)... Trochę minęło czasu, pomysły uciekły z głowy, a tu matura w maju~

piątek, 11 lipca 2014

#3 "Przygotowana na swoją przegraną?"

Dzisiejszego poranka, obudziłam się wyjątkowo wcześnie. Nie mam pojęcia czym to było spowodowane ale nawet w to nie wnikałam. Podniosłam się do siadu i rozejrzałam się po jasnym od słońca pokoju. Westchnęłam głośno, zastanawiając się nad tym co wczoraj zrobiłam. „Przyjmujesz wyzwanie?” Te słowa odbijały mi się w głowie echem, uświadamiając mi moją bezmyślność. Chodziły słuchy że jego taniec jest niesamowity i jeszcze nikt nigdy go nie pokonał w pojedynku. Nie byłam doświadczona w tańcu, gdyż to tylko moje hobby na odstresowanie, więc gdzieś w środku jednak trochę obawiałam się nadchodzącego piątku.
Pokręciłam głową na boki po czym wstałam i zaczęłam wykonywać poranny rytuał przygotowania się do tej beznadziejnej szkoły.
Gdy byłam już blisko budynku i przekroczyłam jego próg, mojej uwadze nie uszły ciche szepty innych uczniów. Zażarcie wymieniali ze sobą ciche zdania, wbijając we mnie swój wzrok.
- To ona?
- Trochę jej współczuję..
- No... nie ma najmniejszych szans...
Co do diabła? Już wszyscy wiedzą? Świetnie. Jedyne czego teraz chcę to tłum gapiów, który będzie się przyglądał naszej bitwie. Westchnęłam cicho i słysząc dzwonek na lekcje, udałam się prosto do sali. Zajęłam swoje, wypakowując potrzebne rzeczy i całkowicie zanurzając się w swoich myślach, zignorowałam wykład nauczyciela.
Połowa lekcji minęła nudno i mało interesująco. Wszystko czego nas uczyli, już wiedziałam. Po jaką cholerę ojciec kazał mi się tu zapisać? Ah, tak... Interesy. Dla interesów i dobrych stosunków z bogatymi dziadami jest w stanie poświęcić nawet szczęście własnej córki.
Gdy po szkole rozbrzmiał dzwonek na długą przerwę, wiedziałam co się za chwilę zacznie. Wolałabym zostać w klasie i nie musieć oglądać tych... ludzi. Słysząc piski dochodzące z korytarza, pokręciłam przecząco głową a po chwili opuściłam salę, zajmując miejsce na parapecie pod wielkim oknem. Nim się zorientowałam, dosiadła się do mnie przyjaciółka pukając mnie w nogę.
- Wszystko dobrze? Jesteś jakaś przybita. - Zapytała, przechylając lekko głowę w bok. Na jej pytanie jedynie pokręciłam przecząco głową i wydałam z siebie krótkie westchnięcie. Piski tych zakochanych po uszy dziewcząt, zaczynały mnie drażnić. Jak można podziwiać takich buraków? Gdy zaczęli przechodzić obok nas, starałam się unikać kontaktu wzrokowego ale słabo mi to szło.
- Przygotowana na swoją przegraną? - Na twarzy ciemnoskórego widniał pewny siebie uśmiech.
- Twoje niedoczekanie.
- To się jeszcze okaże. - Te słowa zabrzmiały tak... szorstko że po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. Modliłam się w duchu by już sobie poszli bo nie chcę oglądać tego egoistycznego typka i moje modły chyba zostały wysłuchane albowiem bez słowa zaczęli się oddalać. Odetchnęłam cicho, gdy nagle usłyszałam. - Co powiesz na zakład?
- He? - Zamrugałam kilka razy, nie wierząc w to co słyszę.
- Jeśli wygrasz... odczepię się. Ale jeśli ja wygram.... - Urwał a na jego twarzy pojawił się szatański uśmiech. - Zrobisz wszystko co ci każę. Będziesz.. moją służącą? Niee... Niewolnica pasuje bardziej. Na miesiąc. - Na jego wypowiedź o mały włos nie zakrztusiłam się własną śliną. Nie, nie, nie! Nie ma takiej mowy, nie zgadzam się. Odmawiam. Nie zamierzam być jego niewolnicą. Ale... jeśli odmówię to wyjdę na tchórza a przecież zgodziłam się na pojedynek. MINHAE JAK MOGŁAŚ SIĘ TAK WPAKOWAĆ?! Wzięłam kilka głębszych oddechów by się uspokoić i chyba zaczęłam się nawet pocić z nerwów, ale jedyne co udało mi się zrobić to uśmiechnąć arogancko i wydusić.
- Zgoda. Umowa stoi. - Wszystkim aż zaprało dech w piersiach. Chłopaki oddalili się a ja po raz pierwszy życiu zaczęłam się panicznie bać. Nie chciałam mieć z nimi nic wspólnego a jeśli teraz przegram... To oficjalnie jest mój koniec.
Gdy wróciłam do domu, usłyszałam że woła mnie ojciec ale zignorowałam go, będąc pochłonięta własnymi myślami. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko, głośno wzdychając. Świetnie Minhae, po prostu świetnie. Po długich dwudziestu minutach pozbierałam się do kupy i zaczęłam się ogarniać na lekcje szermierki gdy nagle do pokoju wpadł ojciec, nawet nie pukając po czym oznajmił.
- Dzwonił wychowawca szermierki. Lekcji dzisiaj nie ma, ponieważ ma jakieś szkolenie.
- Oh... trudno. Dzięki... - Wymamrotałam, wypakowując to co zdążyłam spakować. Czułam przez chwilę na sobie wzrok ojca, który w końcu raczył przemówić.
- Mam nadzieje że nie masz planów w piątek, ponieważ mam ważny bankiet na który musisz ze mną iść.
- Nie ma takiej opcji. Jestem zajęta w piątek. Poza tym nie cierpię tych pseudo bankiecików. Jeśli zamierzasz szukać mi męża by zacieśniać swoje drogie relacje z innymi bogaczami, to sorry ale masz nie to dziecko. - Burknęłam chowając wszystko do szafy a następnie rzuciłam się na łóżko.
- Młoda damo, nie interesuje mnie to. Pójdziesz czy ci się to podoba czy nie. - Oznajmił srogim wysokim tonem, na co machnęłam ręką lekceważąco.
- Żegnam. Chcę odpocząć. - Ojciec jedynie na mnie warknął po czym trzasnął drzwiami i tyle go widziałam. Wzięłam głęboki wdech, myśląc o tym że za dwa dni prawdopodobnie będę usługiwać temu kmiotkowi. Moje życie to pasmo porażek, poważnie. Cały dzień zleciał mi na rozmyślaniu więc gdy za oknem zaczęło robić się ciemno, przygotowałam się po prostu do snu. Przebrałam się, umyłam i wskoczyłam pod kołdrę wygodnie się układając a nim się zorientowałam... oddałam się w objęcia Morfeusza.
Przez całe dwa dni chodziłam spięta aż w końcu nadszedł ten dzień. Po lekcjach zapytałam się gdzie jest sala taneczna a gdy wskazano mi kierunek udałam się prosto do celu. Nogi miałam jak z waty a serce niemal podchodziło mi do gardła. Przyjaciółka najwyraźniej to zauważyła, ponieważ zaczęła mnie klepać po plecach z nadzieją że mi to pomoże. Niestety... Wpadłam w takie bagno że już jest za późno na pomoc.
Gdy weszłam do sali, domyśliłam się że zbierze się tłum gapiów ale.... nie taki wielki. Zrobili mi drogę do chłopaka, który już czekał na mnie z zawadiackim uśmiechem na ustach. No no. Nie sądziłem że przyjdziesz. Myślałem że spękałaś. - Na jego słowa zaśmiałam się nerwowo, kręcąc głową.
- Nigdy nie łamię swoich zasad. Nie łudź się. - z jego ust wydobył się dźwięczny śmiech po czym odbił się lekko od ściany o którą się opierał po czym stanął kilka centymetrów ode mnie i szepnął.
- Jesteś gotowa, by mi usługiwać? 
- Po moim trupie. - Warknęłam, i odepchnęłam go od siebie. Chłopak dał znać by włączyć muzykę, do której musiałam się do pasować a już po dłuższej chwili każde z nas zaczęło pokazywać swoje umiejętności. Cholera... dobry jest. Moje umiejętności są niczym przy jego. Jak mam go pokonać? Z każdym ruchem było co raz ciężej. Zaczynałam się powoli męczyć a do tego kończyły mi się wszystkie możliwe ruchy. Nie wytrzymam dłużej! W końcu opadłam z sił, podpierając się dłońmi i ciężko oddychając, próbując złapać jak najwięcej tlenu do swoich płuc. To był naprawdę zaciekły pojedynek ale... wciąż mi daleko do niego. Był zbyt dobry, z góry było przesądzone że przegram. Wokół rozległy się oklaski i piski dziewcząt który w ułamku sekundy otoczyły chłopaka podając mu wodę i ocierając go z potu. Już po mnie. Nie będę mieć życia. Pomyślałam po czym opadłam na podłogę, przy okazji chłodząc swoje rozgrzane ciało. 
- Byłaś naprawdę dobra. Muszę przyznać że nigdy nie widziałem kogoś tak upartego. - Nade mną stanął chłopak, podając mi rękę. Prychnęłam arogancko i odwróciłam głowę.
- Nie potrzebuję twoich pochwał. Przegrałam więc zakład musi się wypełnić. - Mruknęłam bardziej do siebie. Usłyszałam cichy śmiech i odgłos potakiwania. Spojrzałam na niego kątem oka po czym powoli się podniosłam i wzięłam głęboki wdech, mówiąc.
- No dalej, mów czego chcesz. - Ten jedynie poklepał mnie po głowie po czym udał się do wyjścia mówiąc.
- Wróć do domu i odpocznij. W końcu moja niewolnica nie może mi usługiwać będąc zmęczona. Zaczniesz od jutra. - Po tych słowach zniknął za drzwiami, zostawiając mnie ze zdezorientowaniem na twarzy. Oh, jaki łaskawy. Pokręciłam głową, wzięłam wszystkie swoje rzeczy i bez pożegnania opuściłam salę. Przez całą drogę myślałam o tym że moje życie będzie skończone przez cały miesiąc. Te wszystkie laski mnie pozagryzają ale przecież to nie ja chciałam być jego... niewolnicą. Ten koleś chyba lubi dręczyć ludzi. Kiedy weszłam do domu, od razu udałam się do swojego pokoju. Bez kolacji. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i wślizgnęłam pod kołdrę by po chwili zamknąć oczy i odpłynąć w sen.
Z samego rana zostałam obudzona w brutalny sposób przez swój telefon, który co pięć minut oznajmiał mi że dostałam wiadomość. Po omacku odnalazłam urządzenie po czym wciąż pół zaspana zaczęłam czytać treść.
„Od: Numer nieznany
Twój dzień niewolnictwa właśnie się zaczął. Twoim dzisiejszym zadaniem jest przyjechać i zrobić mi śniadanie, które ocenię. Kazałem wszystkim dzisiaj przyjść później do pracy, więc nikt ci w niczym nie pomoże. Nie lubię spóźnialstwa, więc punkt siódma masz być w mojej rezydencji.”

- HAAAAAAAAAAAAA?! CO TO MA BYĆ DO DIABŁA?! CO ON SOBIE WYOBRAŻA?! - Wrzasnęłam na cały pokój, dom, okolice i pewnie też świat.   

sobota, 1 lutego 2014

#2. "Lampka szampana"

   Wolnym krokiem szłam ścieżką w stronę padoku. W jednej dłoni trzymałam wiaderko do połowy wypełnione marchewkami, a w drugiej uwiąz. Z daleka widziałam karego wałacha, którego dostałam na  czternaste urodziny. Qian, pełnokrwisty anglik z japońskiej hodowli championów na skalę międzynarodową. Dlaczego Qian? Sama nie wiem, samo 'qian' oznacza 'pieniądz' po chińsku. Jak byłam mała i często podróżowałam z ojcem po Azji często słyszałam to słowo. Przy kupnie konia miałam wybrać jakie imię ma mieć wpisane do rodowodu, padło akurat na to. Nie przeszkadza mi co oznacza 'qian', mało ludzi w Korei znam chiński. Słysząc, te minię mogli by powiedzieć, że jestem 'zapatrzoną w siebie dziewuchą z bogatej rodziny', już nie raz to słyszałam. Nie warto kłócić się z takimi ludźmi i tak by nie zmienili swojego zdania. Nauczyłam się, że lepiej nie reagować na takie obelgi, osoba, która to mówi musi mieć kompleksy na punkcie zarobków. Ale pieniądze to nie wszystko, można dużo za nie kupić, ale człowieka nimi się nie kupi.
   - Qian - przywitałam się z koniem, który stał już przy barierce z uszami skierowanymi w moim kierunku. Od razu się uśmiechnęłam. Przyjeżdżam tu codziennie, w ostateczności co drugi dzień, by nim się zajmować. Często młode dziewczynki wyrastają z miłości do koni, ale jak widać mój sentyment przezwyciężył. - Masz marchewkę - wzięłam z wiaderka i na otwartej dłoni podstawiłam pod jego chrapy. Szybko zaczął gryźć marchewką, patrzyłam na niego głaszcząc ciemię pomiędzy oczami. Zakochałam się w nim przez gwiazdę ze strzałą na ciemieniu, jak był źrebakiem wyglądał jakby wytarzał łeb w mące.
   Przywiązałam się do niego przez te lata, nie raz brałam udział w zawodach WKKW. WKKW to Wszechstronny Konkurs Konia Wierzchowego organizowany przez Międzynarodową Federację Jeździecką. Wiele lat trzeba trenować by odnieść zwycięstwo. Jeszcze ani razu nie udało mi się wygrać, ale nie raz stanęłam na podium.
   Otworzyłam zasuwkę bramy i weszłam na padok, zaczepiłam uwiąz o kantar konia i wyprowadziłam go. Chwyciłam rączkę wiaderka i skierowałam się w stronę stajni. Nie śpieszyłam się, miałam czas, dzisiaj powiedziałam ojcu, że jeśli mam iść jutro z nim na bankiet, to dzisiaj całe popołudnie spędzę na jeździe. Terany dookoła stajni to lasy, więc jest gdzie spokojnie pomyśleć. Postawiła wiaderko na ziemi i zawiązałam uwiąz na rurze, na której było już przygotowane siodło, uzda i reszta oprzyrządowania. Poklepałam go po szyi i sięgnęłam po szczotkę do skrzynki z czerwonym napisem 'Qian'. Zaczęłam szczotkować jego sierść od grzbietu zgodnie z ułożeniem. Zawsze lśniła, było to oznaką, że był zdrowy. Lubię pielęgnować go, traktuję go jak przyjaciela. Zarzuciłam na jego grzbiet czaprak, a po chwili siodło. Zapięłam popręg i poklepałam go po piersi. Sięgnęłam po uzdę i najpierw przełożyłam wodze przez głowę konia i rozpięłam kantar. Gdy Qian otworzył pysk włożyłam wędzidło i przełożyłam nagłówek przez jego uszy. Uśmiechnięta wyciągnęłam grzywkę spod naczółka.
   - Już - mruknęłam pod nosem i chwyciłam za wodze odprowadzając go wokół jego osi. Wsadziłam lewą stopę w strzemię i podciągnęłam się przerzucając nogę nad zadem konia. Usiadłam w siodle i włożyłam prawy but w drugie strzemię. Poprawiłam puśliska by później nie cierpieć z powodu skurczu łydek.
   - Sunhee, Twój telefon! - usłyszałam krzyk Yoonah i ujrzałam ją samą wychodzącą ze stajni. - Twój ojciec dzwonił, chyba coś chciał - powiedziała i podała mi telefon, odblokowałam go i zobaczyłam wiadomość tekstową, miałam być przed zmierzchem w domu. Poczułam się jak dziesięciolatka, która wyszła się pobawić na placu zabaw, naprawdę muszą mnie tak traktować?!
   - Odebrałaś może wcześniej? - zapytała patrząc na nią z grzbietu konia. Ojciec nie lubił jak nie odbierałam telefonów od niego. Schowałam go do kieszeni swetra i chwyciłam wodze by zatrzymać Qian, który niebezpiecznie szybko zmierzał do wiaderka z marchewkami.
   - Nie, zanim znalazłam go w boksie Qian, to trochę to minęło. A coś się stało? - zapytała troskliwie.
   Yoonah jest córką właściciela jak i dobrego znajomego moich rodziców. Znamy się od dziecka i nie raz razem spędzałyśmy miło czas podczas podróży służbowych naszych rodziców. Teraz, gdy jej ojciec zawiesił karierę biznesową trochę oddaliłyśmy się od siebie. Szczególnie, że przeprowadziła się poza Seul i tak naprawdę widzimy się tylko w stajni. Jeszcze rok temu chodziła do tej samej szkoły co ja, to częściej ją widziałam.
   Jej miejsce zajęła Minhae, która z charakteru jest jej przeciwieństwem.

   Lekko poprawiłam loki na swoim ramieniu, stałam koło taty z uśmiechem na twarzy. W dłoni trzymałam małą kremową kopertówkę, która pasowała do sukienki w tym samym kolorze.
   Jako córka i jedyne dziecko biznesmena muszę uczyć się etykiety na bankietach. Poznawać wspólników ojca i zdobywać ich uznanie, by przy przejmowaniu majątku mieć ich poparcie. Może mówiąc o tym myśli się, że jest to łatwe, ale utrzymywanie prostej postawy, uniesionej brody i sztucznego uśmiechu przez kilka godzin nie jest dla nowicjuszy.
   Czy lubię to?
   Nie, nie mam prawa wyboru.
   Nikogo nie znałam, szłam za tatą i witałam się z jego wspólnikami. Niektórych znałam z widoku, kilka razy spotkałam ich w biurze ojca i przedstawiłam się. Na sali widziałam kilka osób ze swojej szkoły. Pełnili taką samą funkcję jak ja, mieli dobrze wyglądać i zapewniać, że są dobrymi kandydatami na biznesmenów. Dobra mina do złej gry, połowa z nich i tak doprowadzi firmę do bankructwa. Nie dziś mówi się o wybrykach młodocianych, dlatego częściej rodzice aranżują śluby swoich dzieci z dziedzicami innych firm. Brzmi i tak samo brutalnie to się odbiera. Małżeństwo dla pieniędzy. A fuj! A jednak własne dzieci sprzedają dla zarobku, może i zapewnia to przyszłość, ale spędzenie życia z osobą, której się nie zna już jest mniej przyjemne. Wielu biedniejszych ludzi chciałaby prowadzić życie takie, jak my. Nie widzą tych ciemnych stron bogactwa, nałogi, ciągły stres i presja wywierana przez otoczenie. To wszystko człowieka wyniszcza od środka.
   - To jest pan Kim - powiedział do mnie ojciec patrząc na faceta mniej więcej w jego wieku. - Jeden z ważniejszych naszych wspólników - dodał, a ja z uśmiechem ukłoniłam się.
   - Miło mi Pana poznać - odezwałam się. - Nazywam się Kim Sunhee.
   - Mi też miło ciebie poznać, młoda damo. Twój ojciec dużo o Tobie opowiadał - powiedział łagodnie. Zaśmiałam się i spojrzałam na osobę, która koło niego stała. - A to mój syn, Kim Joonmyun - objął chłopaka ramieniem.
   - Cześć Sunbae - powiedziałam do chłopaka, który wyglądał jak anioł.
   - Jak się znacie, to porozmawiajcie, słyszałem, że razem chodzicie do szkoły - zaśmiał się jego ojciec i razem z moim odeszli.
   Spojrzałam na Suho, wyglądał wspaniale w białej koszuli i czarnej marynarce. Włosy miał zaczesane do góry, a góry guzik od koszuli miał rozpięty.
   - Sunhee - wymówił moje imię. W szkole uchodził za istotę boską. A ja słysząc jego melodyjny głos miałam pustkę w głowie. Jak zawsze, często ze sobą rozmawiamy, w końcu jest przewodniczącym szkoły, a ja pomagam mu. - Nareście jakaś osoba mnie uwolniła - jęknął i spojrzał na mnie. Jego ciemne oczy były wspaniałe, duże z gęstym wachlarzem rzęs. - Chcesz szampana? - zapytał szybko widząc, że przechodził kelner.
   - Poproszę - kiwnęłam głową, a on po chwili z tacy kelnera zabrał dwa smukłe kieliszki i jeden z nich mi podał. - Dziękuję Sunbae - powiedziałam i wzięłam łyka.
   - Idziemy na taras? - zapytał rozglądając się po sali. - Duszno tu, nie ma czym oddychać - jęknął i zaczął prowadzić mnie w stronę dwuskrzydłowych szklanych drzwi. Wyszliśmy na zewnątrz i poczuła lekki wiaterek na odkrytych ramionach. Skuliłam się i podeszłam do ławeczki, która stała w kącie. Joonmyun patrzył w niebo trzymając jedną dłoń w kieszeni. Zawsze uważałam go za najbardziej rozsądną osobę z tej grupy EXO. Nie pierwszy dzień go znałam i wiedziałam, że nigdy nie zostawi człowieka w potrzebie. - Mogę się przysiąść? - jego głos oderwał mnie od myśli. Zamrugałam i spojrzała na niego.
   - Pewnie - odpowiedziałam i przesunęłam się by miał gdzie usiąść. Założył nogę na nogę i ponownie napił się ze swojego kieliszka. Pewnie już musiał siedzieć tu dobre kilka godzin na bankiecie. Słyszałam, że przykłada się do zajęć z ekonomiki, widocznie chciał zatrzymać firmę ojca.
   Zawiał zimniejszy wiatr i skuliłam się broniąc się przed zimnem. Chłopak spojrzał na mnie i odstawił na ziemi kieliszek.
   - Musi ci być zimno - powiedział zdejmując marynarkę, którą po chwili położył na moich ramionach.
   - Sunbae, nie musisz - próbowałam ją zdjąć, ale przetrzymał ją swoimi dłońmi na moich ramionach.
   - Ale chcę, nie mogę patrzeć jak teraz marzniesz - powiedział łagodnie i wziął kieliszek w dłoń. Zarumieniłam się lekko, lubiłam dżentelmenów, a Joonmyun był jednym z nich. Zawsze dobrze się czuję w jego towarzystwie.
   - Dziękuję Sunbae - podziękowałam i bardziej zasłoniłam się czarnym materiałem. Czułam jego perfumy, były delikatne tak, jak jego charakter. Nigdy nie widziałam go zdenerwowanego, nawet jak ci z EXO dawali mu się we znaki. Był opanowany i potrafił dopasować się do każdej sytuacji. - Długo już tu jesteś? - zapytałam patrząc w gwiazdy, dzisiaj niebo było zapełnione małymi migoczącymi światełkami.
   - Od początku - odpowiedział po dłuższej chwili. - W sumie to i tak nie ma znaczenia, jeżeli będę wracał do domu dopiero po zakończeniu bankietu - dodał bawiąc się kieliszkiem.
   - Dlaczego? - zapytałam zaciekawiona. Nie jestem z natury wścibska, ale jeżeli on się tak poświęca, to musi to być coś ważnego. Coś co było związane z przyszłością firmy.
   - Ojciec ma podpisać jakąś umowę i chcę bym poznał córkę jego kolegi udziałowca - skrzywił się lekko. Co jak co, ale małżeństwo w tak młodym wieku potrafi każdego przerosnąć. - Nie bój się, nawet nie ty jesteś tą dziewczyną - zaśmiał się, a mi nie było do śmiechu. Było widać, że nie zgadzał się z tym. Jeszcze jak zaczęliśmy chodzić do tej samej szkoły mówił mi, że małżeństwo to tylko i wyłącznie z miłości. A skończył jak skończył. To smutne.
   - Przykro mi - szepnęłam i wbiłam wzrok w swój kieliszek, który był prawie pełny. Nie przepadam za alkoholem, mało co piję. W przeciwieństwie do osoby, w której jestem zauroczona. - Zmieniając temat - uśmiechnęłam się lekko próbując rozluźnić sytuację. - Jak u chłopaków? - zapytałam zahaczając o temat hołoty niewyżytych facetów. Często opowiadał mi ich śmieszne historyjki, lubiłam je, dzięki nim wiedziałam, że nie są tymi bestiami, za które ma ich połowa szkoły.
   - Zapewne albo piją, albo obijają się w domu - westchnął. - Kai wspominał mi, że mogę dołączyć do niego, Sehuna i Luhana w klubie jak już urwę się z bankietu - powiedział bawiąc się swoimi palcami. Zawsze martwił się o tą trójkę. Zawsze szukali kłopotów, jak nie bójki tak problemy z zakłócaniem spokoju. Lista zarzutów była długa, a oni i tak zawsze wychodzili żywo z każdego otarcia się o śmierć moralną. Pod tym względem ich podziwiałam, nie umiałabym przeciwstawić się zasadom. Żyję jak mała, szara myszka.
   Kiwnęłam głową i spuściłam wzrok. Nic nie mówił, więc wsłuchiwałam się w spokojną, klasyczną muzykę z sali i śmiechy rozmawiających ludzi. Zawsze okół niej było tyle ludzi, a i tak czuła się osamotniona. Ludzie bardziej patrzyli na jej status społeczny niż na to, jaką jest osobą.
   - A jak u ciebie? - usłyszałam pytanie z jego ust. Przełknęła ślinę przygotowując się do odpowiedzi. - Widziałem, że zaprzyjaźniłaś się z tą nową uczennicą, Minhae, tak? - kątem oka zauważyłam, że patrzył na mnie.
   - Tak, Minhae. U mnie bez zmian. Ciągle ta sama monotonia - zaśmiałam się nerwowo zakładając pasmo włosów za ucho. Nie lubię o sobie opowiadać, jestem skrytą osobą. - Ostatnio zauważyłam, że twój fandom się powiększył, Sunbae - powiedziała z uśmiechem patrząc na niego. - Macie coraz więcej fanek w szkołach - zaśmiała się zakrywając usta.
   - Tak - uśmiechnął się szeroko. - Ale to trochę uciążliwe, gdziekolwiek pójdę, to spotkam jakąś dziewczynę, która wyznaje mi miłość - zaśmiał się szczerze. - A propos, twoja koleżanka trochę ostatnio zaszła za skórę Jonginowi - powiedział już bez uśmiechu. Stał się poważniejszy z sekundy na sekundę.
   - Chodzi ci o tą wymianę zdań na korytarzu, Sunbae? - kiwnął głową na znak, że właśnie o tym mówił. - Ah, nie znam szczegółów, nawet nie pytałam się o to później - powiedziałam spokojnie i napiłam się łyka szampana by trochę bardziej się otworzyć. - Ostatni raz widziałam Minhae jak byłyśmy małe - zatrzymałam się na chwilę by cicho westchnąć. - Znamy się tak długo jak ty ze swoimi znajomymi - dodała szybko. Położyłam kopertówkę na swoich kolanach i oparłam głowę na dłoni, mogłam sobie pozwolić na chwilę wytchnienia od sztywnych zasad dyplomatycznych. - Długo się z nią nie widziałam. Wiesz. Jej ojciec krótko ją trzyma, a przy temperamencie Minhae jest kilka groźnych starć pomiędzy nimi - westchnęłam czując jak obserwował mnie. - W sumie jej się nie dziwię. Życie pod kłódką nie jest przyjemne.
   - Nie na wszystko masz wpływ - rozsiadł się i odstawił kieliszek. - Sunhee, zawsze milo mi się z tobą rozmawia - powiedział cicho. Zalałam się rumieńcem, a i tak spojrzałam na niego zdziwiona. Chciałam jakiegoś wytłumaczenia dlaczego tak myśli. - Myślisz realistycznie i nie wyciągasz pochopnych wniosków. Wiesz, dużo mam do czynienia z kobietami, ale większość i tak próbuje mi się dorwać do spodni - zaśmiał się z własnego żartu.
   - Sunbae - upomniała go z uśmiechem. - One tylko chcą byś spojrzał na nie i wybrał którą na dziewczynę - powiedziała spokojnie. Co prawda miała mały epizod miłośny wzdychania do Joonmyuna. Ale rozmawiając czuję więź przyjacielską niż miłosną, więc darowałam sobie jednostronną miłość, cieszę się z przyjaźni z nim. Choć i tak połowa szkoły myśli, że rozmawiamy ze sobą tylko w sprawach szkoły.
   - Narazie nie szukam dziewczyny - powiedział i spojrzał na zegarek.
   - Która godzina? - zapytała szybko widząc jak zmarszczył brwi.
   - Przed północą - odpowiedział, a ja wstałam. - Musisz już iść? - spytał zawiedziony mrugając szybciej niż zwykle.
   - Zamówię taksówkę i pojadę do domu - powiedziałam zdejmując jego marynarkę.
   - Nie! Zostaw ją, następnym razem mi ją oddasz - obdarzył mnie szczerym uśmiechem, a moje kolana ugięły się. - Poczekać z tobą na taksówkę? - zapytał, a ja wcisnęłam mu swój kieliszek.
   - Nie dziękuję, Sunbae - podziękowałam. - Poradzę sobie, miłego wieczoru - powiedziałam z uśmiechem i zaczęłam iść w stronę drzwi.
   - Do zobaczenia w szkole! - krzyknął, a ja pomachałam mu na pożegnanie.
   Nie chciałam iść, ale obiecałam mamie, że wrócę wcześniej niż ojciec. Bała się o mnie, ale i tak trzymałam się zasad. Zeszłam po chodach na dziedzińcu i zobaczyłam czekającą już taksówkę, widocznie Joonmyun musiał po nią zadzwonić. Z uśmiechem wsiadłam i podałam adres domu.

sobota, 25 stycznia 2014

#1. "Przyjmujesz wyzwanie?"

Co się dzieje, kiedy przenosisz się do najbardziej elitarniej szkoły z poczuciem odrębności, mimo że w jakimś stopniu jesteś podobna do tych wszystkich ludzi? Próbujesz się izolować, nie chcesz zwracać na siebie ich uwagi, nie chcesz mieć cokolwiek wspólnego z tymi, którzy tak bardzo się szczycą się swoim statusem, szydząc z osób, którzy wiodą inne życie niż oni. Podczas gdy ty zaczynasz tracić wiarę w ludzkość, pojawia się ktoś, kto ci tą wiarę przywraca. Spotykasz dziewczynę, która okazuje się twoją przyjaciółką, której nie widziałaś od szkoły podstawowej. Wasza więź zaczyna się robić na nowo silna i nic ani nikt nie jest w stanie jej rozerwać. Ale czy aby na pewno?

Nienawidzę tego uczucia, kiedy śpię, a wtedy znajduje się coś co mnie brutalnie i chamsko wybudza z mojej wspaniałej krainy snu, tylko po to by mnie poinformować o porze wstania i przygotowania się do... no właśnie do czego? Do miejsca, gdzie każdy musi iść by zdobyć ogólną wiedzę, która podobno ma pomóc w przyszłości - do szkoły. Bardzo chciałam ukończyć moją wcześniejszą szkołę, niestety głównym powodem, dla którego nie mogłam tego zrobić był mój ojciec. Jak zwykle było tak, jak on chciał. Czasami zastanawiam się czy nie lepiej by było gdybym została sierotą. Byłabym biedna, ale przynajmniej nikt by nie narzucał mi swojego zdania.
Nie zdążyłam wyłączyć budzika, który cholernie drażnił moje uszy swoim piskliwym dźwiękiem, gdy to do pokoju wparowała jedna z pokojówek i zrobiła to za mnie, po czym wbiła we mnie swój zmęczony wzrok i z uśmiechem na twarzy ukłoniła się, pytając.
- Dzień dobry panienko, śniadanie już na panią czeka. Powiedzieć by przynieśli? - Jej cichutki głos ledwie dochodził do moich uszu. Westchnęłam ciężko, przecierając wciąż zaspane oczy.
- Nie trzeba, Eunseo. Zaraz zejdę. - Mruknęłam, wywlekając swoje ciało z łózka i przeciągając się leniwie. Odwróciłam się by skierować swoje kroki do łazienki, kiedy mój wzrok wbił się w  Eunseo, która wciąż stała i czekała na moje prośby. Ah, naprawdę kiedyś zwariuje w tym domu. Wypuściłam z płuc wielki haust powietrza i podeszłam do kobiety, kładąc jej dłoń na ramieniu.  - W porządku, możesz odejść. Dalej sobie poradze.
- Ale... - Zaczęła.
- Nie ma żadnego ale. Ostatnio bardzo ciężko pracujesz i mało sypiasz, więc moim życzeniem jesty byś poszła odpocząć, dobrze? - Powiedziałam z lekkim uśmiechem. Na twarzy młodej kobiety zagościła niepewność i nawet wiem dlaczego.
- A co jeśli pan Lee się o tym dowie i...
- Nie musisz się martwić. Zajmę się tym, więc po prostu idź odpocząć. - Zapewniłam ją i wskazałam ruchem głowy by spokojnie odeszła. Ta jedynie podziękowała cicho i opuściła mój pokój. Ah, naprawdę zwariuje. Kiedy zostałam sama, mogłam w spokoju się przygotować na pierwszy dzień szkoły. Nie chciałam tam iść, ale kiedy się dowiedziałam, że moja dawna przyjaciółka też będzie uczęszczała do tej szkoły, uznałam, że chyba nie będzie tak źle. Nie sądziłam jeszcze jak bardzo byłam w błędzie.
[***]
Stałam przed wysokim i całkiem eleganckim budynkiem chyba w całym Seulu. Ludzie wchodzący do szkoły przyglądali mi się jakby w życiu nie widzieli kogoś tak bogatego jak oni. A może wcale nie wyglądam na taką? Z resztą mało mnie obchodziło ich zdanie na mój temat. Wzięłam głęboki wdech i miałam wejść do szkoły, gdy ktoś zaczął mnie wołać. Odwróciłam się i ujrzałam Sunhee.
- Oh, już jesteś. - Powiedziałam z uśmiechem, przytulając ją na powitanie. Zmachana dziewczyna próbowała złapać kilka oddechów po czym oznajmiła.
- Jeszcze chwila i bym się spóźniła. Budzik mnie nie obudził, przez co od rana jestem zabiegana.
- Nikt z pracowników cię nie obudził?
- Mają wolne. - Odpowiedziała, biorąc wielki haust powietrza do płuc po czym je wpusciła, dodając. - Jesteś gotowa na pierwszy dzień szkoły?
- Nie. Ale jesteś ze mną, więc jakoś wytrzymam. - Rzekłam z pewnością, po czym złapałam przyjaciółkę pod ramię i razem weszłyśmy do budynku, który w środku był bardzo bogato umalowany i ozdobiony. Cały opływał w luksusach i to najnowocześniejszych. Widok mojego domu mnie odrażał, a o szkole to już nie wspomnę. Krocząc wielkim korytarzem przyglądałam się każdemu z osobna przysłuchjąc się różnym rozmowom, z których wywnioskowałam, że połowa z nich nie ma mózgu, co wcale mnie nie zdziwiło. Większość tej szkoły stanowiły blondynki, więc wszystko wyjaśnia się samo.
Lekcje były jak w każdej innej szkole, przynajmniej to się nie zmieniło. Już wiedziałam którego z nauczycieli znienawidzę najbardziej. Pan Choi uczący historii. Dopiero zaczął się rok szkolny, a on już wymaga od nas prac semestralnych, przy czym zapowiedział chyba ze trzy sprawdziany z tematów, których jeszcze nie omówiliśmy. Koleś powinien się trochę ogarnąć, nie mam zamiaru zarywać przez niego noce.
Reszta lekcji minęła bez większych problemów, większość nauczycieli po prostu omawiała system nauczania, a gdy nadszedł czas długiej przerwy na lunch razem z Sunhee, udałyśmy się na korytarz, zajmując miejsce na szerokim parapecie, przy wielkim oknie.
- Ahh...nienawidzę faceta od historii. - Mruknęłam, zagryzając kanapkę.
- Nie ty jedna. Chyba cała klasa go nienawidzi. Nie powinien z takim czymś wyskakiwać już pierwszego dnia szkoły. - Powiedziałą z wyrzutem dziewczyna.
- Niech sobie nie myśli, że będe przez niego zakuwać dnie i noce. Żeby sie nie zdziwił. - Prychnęłam, chcąc co dodać do swojego skromnego zdania, gdy nagle usłyszałam krzyk jednej z uczennic drugiej klasy.
- Patrzcie, to Exo! - Wszystkie na to ogłoszenie zerwały się z miejsca i pobiegły w kierunku drzwi wejściowych, przez które weszło dwunastu chłopaków z pewnymi siebie minami. W mgnieniu oka zostali otoczeni przez żeńską część szkoły, będąc wychwalani i obdarowywani róznymi prezentami.
Spojrzałam na przyjaciółkę ze zdziwioną miną, na co ona wzruszyła jedynie ramionami biorąc kęsa swojej bułki. Chłopcy nie byli przystojni, a raczej ładni. Żeby być przystojnym trzeba być facetem, oni wyglądają... chyba wolę nawet nie używać tego określenia, ale łatwo się domyślić. Chcąc się dowiedzieć kim oni są, przechyliłam się lekko na bok i zapytałam jednej z dwóch dziewczyn stojących niedaleko nas:
- Kto to w ogóle jest?
- Ah? To Exo. - Rzuciła z uśmiechem na ustach.
- To akurat wiem, ale może więcej szczegółów? - Zaproponowałam sakrastycznie.
- Uczęszczają do szkoły muzycznej, są najbardziej popularną grupą w tej szkole, a ojciec jednego z nich jest wielką szychą. Generalnie jak sama widzisz, wszystkie na nich lecą ale oni sami nie wydają się być zainteresowani dziewczynami. No poza Sehunem, on ślini się do każdej.
- Który to? - Zapytałam z nutą ciekawości. Dziewczyna co prawda niegrzecznie, ale wskazała palcem na blondyna w środku. Spojrzałam na przyjaciółkę, która wyglądała na zmieszaną na widok grupy. Kiedy przechodzili obok nas, jeden z nich przykuł szczególnie moją uwagę. Miałam wrażenie, że gdzieś go widziałam. Przyglądałam mu się intensywnie, kiedy usłyszałam.
- Oh! To ty! - Cała grupa się zatrzymała, a jeden z nich wyszedł na przód i wskazał na mnie palcem. Przyjrzałam mu się uważnie i przypomniałam sobie skąd go znam.
- Ah! Pan kiepski fliriciarz! - Krzyknęłam z zaskoczeniem, uśmiechając się cynicznie. Chłopak najwyraźniej stracił dobry humor po moim tekście. - Ahh... naprawdę. Że też musiałam trafić tam, gdzie ty? - Zapytałam z wyrzutem, odchylając lekko głowę do tyłu.
- I vice versa. Przez ciebie do dzisiaj boli mnie kostka! - Rzucił z oburzeniem, co wcale nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia. Nie sądziłam, że chodzi do szkoły. Wyglądał na takiego, co raczej robi, co chce, a tu proszę bardzo. Zaśmiałam się się na jego słowa, mówiąc.
- Trzeba było aż tak do mnie nie podbijać, to być teraz nie cierpiał. Biedaczek. Zobacz jak mi przykro.
- Ty... -Syknął a jego mięśnie twarzy się napięły.
- Jestem Minhae a nie "ty", panie Jongin. - Usłyszałam jak wszyscy wstrzymują oddech ze zdziwienia. Chyba nie spodziewali się takiego obrotu sytuacji.
- Kai, znasz ją? - Zapytał jeden z jego kolegów. Miał wyłupiaste oczy i był niższy od chłopaka, który wpatrywał się we mnie, próbując wymusić na mnie strach. Kiedy dotarło do niego pytanie, uspokoił się poprawiając kołnierz mundurku i mówiąc.
- Nie. Nigdy jej nie widziałem, chodźmy. - Rzucił chłodno, zarzucając swoją grzywą i ruszając do przodu, obdarzając mnie sekretnym spojrzeniem.
- Znasz go? - Zapytała przyjaciółka.
- Długo by mówić. Kiedyś ci o tym opowiem. - Zapewniłam ją z uśmiechem, kiedy zadzwonił dzwonek na lekcje. Zeskoczyłyśmy z miejsca i ruszyłyśm do sali.
[***]
Po zajęciach postanowiłam połazić trochę z Sunhee po mieście. Chiałyśby trochę powspominać stare czasy. Od zawsze byłyśmy nierozłączne, ale przez mojego ojca nasz kontakt się urwał. W czasie spaceru opowiedziałam jej całą sytuację, jaka miała miejsce z Kai'em. Dziewczyna nieźle się uśmiała, tak samo jak ja. Wieczorem wróciłam do domu, a od progu już słyszałam krzyki ojca.
- Uważaj co robisz, niezdaro! Popatrz co zrobiłaś! - Będąc ciekawa co się dzieje, weszłam do salonu, gdzie ujrzałam siedzącego na skórzanej kanapie mężczyznę w wieku ojca a obok niego siedział ktoś, kogo zamierzałam unikać do końca roku szkolnego.
- Oh, Minhae wreszcie wróciłaś. - Odezwał się ojciec wycierając swoją marynkę, która została poplamiona sokiem. Spojrzał karcącym wzrokiem na jedną z pracownic, po czym kazał jej odejść i zwrócił się do mnie. - Minhae, poznaj pana Kim'a. Jest on...
- Nie obchodzi mnie to. Idę do swojego pokoju. - Oznajmiłam, po czym odwróciłam się i skierowałam swoje kroki na piętro, ale nie zdążyłam postawić stopy na stopniu, kiedy mój szanowny tatuś poniósł na mnie głos.
- Minhae! Wracaj tutaj natychmiast. Trochę szacunku dla innych! - Jego słowa bardzo mnie rozbawiły. Prychnęłam, wracając do slaonu i mówiąc.
- A co ty wiesz o szacunku, ojcze? - Po chwili swój wzrok skierowałam na chłopaka, siedzącego obok tego mężczyzny. Na jego twrazy widniał arogancki i pewny siebie uśmiech.
- Bardzo przepraszam za zachowanie mojej córki. - Ojciec ukłonił się przepraszająco w stronę gościa, na co ten jedynie machnął na to ręką i wskazał gestem dłoni bym usiadła. Nie miałam najmniejszej ochoty przesiadywać w ich towarzystawie, ale nie chcąc wszczynać awantury, po prostu zajęłam miejsce na fotelu czekając aż ktoś zabierze głos.
- Jesteś bardzo odważna i pewna siebie, młoda damo. - Odezwał się pan Kim, który z zainteresowaniem ilustorwał mnie wzrokiem. Miał ten sam wzrok co jego syn. - Masz bardzo podobny charakter do mojego syna. - Zaczął i wskazał ruchem ręki na chłopaka siedzącego obok. - To jest...
- Jongin. - Rzuciłam beznamiętnie. Naprawdę chciałam już stąd iść.
- Oh? Więc się znacie? - Zapytał zaskoczony. "Nie, jestem wróżką" - Chciałam mu tak odpowiedzieć, ale się powstrzymałam.
- Chodzimy razem do tej samej szkoły, ojcze. - Zabrał głos chłopak. Uśmiechnął się do ojca, po czym spojrzał na mnie. Identyczne oczy i spojrzenie. Obrzydliwe.
- To bardzo interesujące. - Mruknał starszy, pocierając brodę w zamyśleniu, po czym oznajmił. - Więc czy byłabyś tak uprzejma i oprowadziła go po tym pięknym apartamencie?
- Nie. - Odpowiedziałam bez namysłu, po czym wstałam z miejsca i skierowałam się do swojego pokoju, zamykając za sobą dokładnie drzwi. Rzuciłam torbę w kąt, siadając odrazu do komputera chcąc sprawdzić najnowsze wiadomości ze świata. Lubiłam być dobrze poinformowana, ale nie było nic ciekawego, więc wyłączyłam urządzenie. Przebrałam się w dresy i luźną koszulę zapuszczając energiczną muzykę z wieży. Musiałam się odstresować po dzisiejszym dniu, więc postanowiłam sobie trochę potańczyć i się rozluźnić.
Rozciagnęłam się dokładnie by nie dostać zakwasów by po chwili pozwolić muzyce dostać się do mojego ciała i kierować nim. Taniec był moją odskocznią od problemów, pozwalał mi na chwilę zapomnienia. Podczas tańca, mój umysł całkowicie się opróżniał i było to niesamowite uczucie. Kiedy się zmęczyłam, postanowiłam zrobić sobie chwilę przerwy. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Podeszłam do lodówki, otwierając ją i szukając czegoś chłodnego do picia.
- Wodo, gdzie jesteś? - Szepnęłam sama do siebie, zaglądając w każdy zakamarek lodówki. - Niemożliwe żebym wszystko wypiła. O! Tu jesteś! - Rzuciłam podekscytowana, kiedy ujrzałam chyba ostatnią butelkę zimnej wody. Wyjęłam ją, dodając. - Bardzo dobrze się ukrywałaś, ale i tak cię wypije. - Zaśmiałam się na swoje słowa, zamykając drzwiczki, za którymi stał Kai.
- O boże! - Krzyknęłam ze strachu.
- Przestraszyłem cię? - Zapytał głupkowato.
- Nie, tak tylko sobie podskoczyłam na twój widok. - Rzuciłam cynicznie, otwierając butelkę i opróźniając jej zawartość. Spojrzałam na chłopaka, któremu w ogóle nie schodził uśmiech z twarzy. Wyglądał z lekka przerażająco. Jakby coś knuł.
- Dostałeś skurczu mięśni? Czego się tak głupio cieszysz? - Zapytałam od niechcenia, kierując się ponownie do swojego pokoju, przechodząc przez salon.
- Mam nadzieje że będzie nam się miło współpracowało. - Usłyszałam głos Pana Kim, który wstał z miejsca i uścisnał rękę uradowanemu ojcu. Wyglądał jakby wygrał na loterii. Kiedy nas zauważyli, głos zabrał ojciec Kai'a.
- No zbieramy się synu, pożegnaj się z koleżanką. - Spojrzałam na faceta, a potem na chłopaka, który stał za mną, a ja nawet o tym nie wiedziałam i poraz kolejny się przestraszyłam.
- Naprawdę, przestań tak robić. To wkurzające. - Rzuciłam, kręcąc głową na boki. Ukłoniłam się na pożegnanie starszemu mężczyźnie, po czym ruszyłam z miejsca i skierowałam się do schodów, kiedy usłyszałam.
- Yah! - Odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka, któremu wyraz twarzy się trochę zmienił. Z jego twarzy zniknał głupi uśmiech, kącik jego ust uniósł się ku górze, co wyglądało trochę tajemniczo, przymrużył oczy, w których zauważyłam chęć nieuzasadnionej rywalizacji.
- Co z tobą? Masz problemy z twarzą że co chwile zmienia ci się wyraz? - Zapytałam.
- Całkiem dobrze tańczysz. - Oznajmił a mnie wmurowało. Czy on mnie...?
- To troche niegrzeczne kogoś podglądać bez jego wiedzy. Chyba nie należysz do osób kulturalnych, co?
- Zinponowałaś mi. Co powiesz na mały pojedynek? - Zapytał zdziarsko. Co on sobie w ogóle wyobrażał?
- Jasne, czemu nie. Lubię wyzwania. Powiedz tylko kiedy i gdzie.
- Co powiesz na salę taneczną w szkole? W piątek o trzeciej?
- To w szkole jest sala taneczna? - Zapytałam ze zdziwniem.
- Czyżbyś nie zwiedziła budynku? - Na jego słowa jedynie pokręciłam przecząco głową. Ten wzruszył ramionami, mówiąc.
- Więc oświadczam ci że jest, więc jak? Przyjmujesz wyzwanie?
- Przecież powiedziałam że tak.
- Świetnie, więc do zobaczenia jutro w szkole, a w piątek na pojedynku. - Spojrzał na mnie z wyższością, puszczając oczko i opuszczając mój dom. Co to w ogóle miało znaczyć to oczko. Zamierzałam się trzymać z daleka od niego i jego bandy, ale chyba... to będzie niewykonalne biorąc pod uwage, że właśnie będę się z nim pojedynkować. Dopiero teraz dotarło do mnie co zrobiłam.
- Ahhh, Minhae ale się wpakowałaś... - Mruknęłam sama do siebie wchodząc na piętro. Słyszałam ploty o jego zdolnościach tanecznych, podobno wygrywał ze wszystkimi. Przynajmniej o nic się nie założyłam, ale obawiałam się że w pewnym momencie sobie przypomni, proponując zakład a ja nie będe mogła odmówić nie chcąc wyjść na tchórza.
Rzuciłam się na łóżko, przyglądąc się chwilę sufitowi. Nawet się nie zorientowałam, kiedy dopadło mnie zmęczenie zabierając do krainy snów.

piątek, 3 stycznia 2014

O czym jest opowiadanie i przedstawienie postaci.


Opowiadanie ma miejsce w najbardziej elitarnej szkole w Seulu - Yonsei* , do której chodzą najbardziej bogate i zazwyczaj rozpieszczone dzieci ważnych osobistości. Do takiej właśnie szkoły przeniosła się dziewczyna o imieniu Lee Minhae, której ojciec jest Prezesem od Zarządzania Funduszami Państwa. Mimo że jej rodzina jest bogata, dziewczyna ma pewne trudności z przystosowaniem się do nowej szkoły, ale gdy tylko spotyka swoją dawną przyjaciółkę,  Sunhee - zaczyna przyzwyczajać się do szkoły i do otaczających ją osób. Ma również przyjemność poznać najbardziej popularną grupę chłopaków, na widok których wszystkie dziewczyny krzyczały a nazywali się...EXO.


EXO - Dwunastu chłopców, którzy w swojej niezwyczajności są zwyczajni. Pełna tajemnic grupa uczęszczająca do szkoły muzycznej połączonej z Yonsei. Niczym flower boys z każdemu znanej dramy chodzą na zajęcia indywidualne o świcie, żeby potem równo w południe przekroczyć próg szkoły, gdzie uczy się główna bohaterka. Każdego dnia ta sama monotonia. Tłum rozwrzeszczanych uczennic, które nie potrafią pohamować swojego podniecenia na widok kwiecistych chłopców. Są dla nich niczym najbardziej popularny w Korei boys band. Minhae – jest jedną z niewielu, która trzyma się z tym wszystkim na uboczu. EXO są tymi, którzy ze względu na swoją opinię wywołują u niej niekontrolowane odruchy obrzydzenia. Wściekli i zazdrośni uczniowie robią wszystko, by ich opinia upadła. Czy Minhae uda się pozostać z nimi na odległość? Czy zawsze jest tak jak planujemy?



*Yonsei - Szkoła faktycznie istnieje. Jest zwyczajną szkołą prywatną, jednak ja ową szkołę podrasowałam na potrzeby opowiadania. 
**Opowiadanie będzi pisane razem z Alice. Każda z nas będzie pisała z własnej perspektywy, dzięki czemu może być całkiem ciekawie, mam nadzieje że nie będzie to dla was żaden problem i nie będziecie się nudzić podczas czytania. ~ Niki.

Bohaterowie.



Lee Minhae 
Dwudziestojednoletnia dziewczyna, która do wszystkiego podchodzi z obojętnością. Nie pozwala również sobą dyrygować i pomiatać. Niewielu osobom ufa i nie każdemu pozwala się do siebie zbliżyć, ale jeśli ci się uda zdobyć jej sympatię, przekonasz się że jest dobrą osobą, choć na pierwszy rzut oka tego nie widać. Interesuje się szermierką a w wolnym czasie uczy się gry na gitarze i próbuje swoich sił również w tańcu. Jest raczej niezdecydowaną osobą, więc lubi się uczyć wszystkiego co wydaje się ciekawe.

Kim Sunhee
Córka znanego akcjonariusza, uważana przez wielu za kujonkę. Jest jedną z zastępców przewodniczącego szkoły. Cicha i spokojna, ale o swoje potrafi walczyć. Nie wyraża swojej opinii i nie dba o zdanie innych. Nie uważa się za nie wiadomo jak bogatą, więc dlatego też nie trzyma się blisko osób ze szkoły. Ma dobre serce i zawsze pomaga w trudnych sytuacjach, dlatego zaprzyjaźnia się z Minhae. W wolnym czasie jeździ  konno i bierze udział w zawodach jeździeckich.

 
Kim Jongin /Kai
Szkolny playboy, ciemnoskóry łamacz serc, lubiący korzystać z życia (imprezy, picie i te sprawy), nie czuje przymusu nauki i twierdzi, że swoją pasją do tańca zarobi na własne życie.


 
D.O Kyungsoo
Umma grupy, niby cichy chłopak, a rzeka brzegi rwie, tak samo jest w jego przypadku. Z zewnątrz wydaje się spokojny, ale po dogłębnym poznaniu go, zmienia się w małego diabła rozstawiającego wszystkich po kątach.

 
Luhan
Chłopak o jelenich oczach, niech jego uroda Was nie zmyli! Nie jest tak niewinny, na jakiego wygląda. Pochodzi z bogatej chińskiej rodziny, jest stałym towarzyszem Kaia i Sehuna w nocnych przechadzkach po klubach, a razem z Sehunem są nierozłączni. W wolnych chwilach popijają bubble tea w centrach handlowych.

 
Wu Yi Fan
Typowy "poker face", twardy gość, perfekcjonista, który nie potrafi przyznać się do swojego błędu. Wysoki, znający 3 języki, nie otwiera się przed innymi niż przed grupą exo, do tego jest strasznie upierdliwy. Model w wielu
firmach reklamowych.


 
Huang Zitao/Tao
 Jest synem jednego z najbardziej wpływowych głów chińskich mafii. Z zewnątrz wygląda jak seryjny morderca wraz ze znajomością sztuk walki wypisaną na twarzy i mowie ciała, ale jest wrażliwym chłopakiem, który potrafi oczarować swoim uśmiechem i podobieństwem do pand.



Kim Minseok/Xiumin
Najstarszy z grupy, lecz jego zachowanie tego nie odzwierciedla. Jest chyba najmilszy z całej bandy, dorywczo pracuje w kawiarni, a jego pasją jest parzenie kaw. Na ogół wesoły i uśmiechnięty, zawsze stara się podnosić na duchu.

 
Kim Jongdae/Chen
Mistrz trollingu, niby spokojny, ale potrafi zajść za skórę. Lubi wyżywać się na kujonach i umawiać się z dziewczynami (koniecznie z kilkoma na raz!) a dorywczo śpiewa w pubach razem z Baekhyunem.



 
Zhāng Yìxìng/Lay
Chłopak, który żyje we własnym świecie i zapomina dosłownie o wszystkim. Niedawno sprowadził się z Chin do Korei, więc jego koreański nie jest w pełni doskonały, w trudnych sytuacjach w dogadywaniu się po koreańsku pomaga mu Luhan.



Oh Sehun
Najmłodszy, ale zarazem najbardziej wybredny. Flower boy, który nie jedną złapał na głupi tekst, lubi spędzać czas z Kaiem i Luhanem w nocnych klubach, a przez jego urok wszystko uchodzi mu na sucho, wymiguje się również od wszelkich konsekwencji.





Kim JoonMyun/Suho
Appa całej tej hołoty, nie dość, że opłaca ich wybryki, to nie raz ratuje ich z opałów. Chłopak o bardzo wysokiej randze społecznej i dobrym wizerunku, przewodniczący w całej szkole.







Park Chanyeol
Generalnie wiecznie chodzący uśmiech, wielkolud, który rozbraja swoim śmiechem. Trzyma się z Baekhyunem, razem szukają kłopotów robiąc psikusy innym.




Byun Baekhyun 
Chłopak obdarzony niesamowitym głosem, dorabia śpiewając w pubie z Chenem, niewysoki, ale jego dusza jest ogromna. Zawsze dotrzymuje swojego słowa i nigdy się nie cofa. Lubi dopiec innym z grupy.